życie na emigracji

Poczułam się oszukana przez B&N

Angielska rzeczywistość bywa absurdalna, w porównaniu z polską. Bycie czytelnikiem, a właściwie e-czytelnikiem, odbija mi się czkawką bezsensowności i nieporozumień. O problemach z kupnem i przerzuceniem e-bookówna czytnik już pisałam, ale okazuje się, że to nie jedyne kłopoty, które mnie znalzłay.

Dlaczego poczułam się oszukana, i dlaczego czasami nie warto.

sleeper-spindleKsięgarnia nooka zawsze ma jakąś wyprzedaż. Właśnie trwa April’s sale i chociaż obiecywałam sobie, że nic nie kupię, bo mam za dużo e-booków zalegających czytniki, to skusiłam się w końcu na ilustrowane opowiadanie Gaimana. Przeceny w UK mieszczą się w przedziale od £1 do £2 (czasami ciut więcej, a czasami mniej, np. 19p), więc £3 za opowiadanie było ceną nieco wygórowaną. Z drugiej jednak strony, książki Neila Gaimana są droższe niż większość tytułów, a The Sleeper and the Spindle które kupiłam jest ilustrowane.

I tu własnie zaczynają się schody. Naiwnie zakładałam, że skoro wydawnictwo decyduje się na taki krok, jak wypuszczenie ilustrowanej pozycji w formie e-booka, to przewidziało, że urządzenia te mają zazwyczaj 6 calowe ekrany. I to jest e-ink. Bardzo się myliłam. Machnęłam ręką na taką drobnostkę jak ucięte grafiki przy początkach umownych rozdziałów – gdy zaczęłam czytać miałam nadzieję, że po prostu obcięty fragment pojawi się na kolejnej stronie, gdy przewinę tekst. To jednak zabolało mnie to, co stało się z dużymi ilustracjami. W e-książeczce jest ich 2 lub 3, założę się, że muszą być cudne, ale ja tego nie widziałam. Niestety zostały pomniejszone. Wydawca nie zadał sobie nawet tyle trudu, by może je „kopnąć” (bo są to poziome ilustracje), a niech będą odwrócone w bok. Wszystkie duże obrazki zajmują połowę ekranu, i są zupełnie nieczytelne. Do tego cały e-book ma 59 stron, z czego oczywiście około 9 odchodzi na stopki redakcyjne, noty o autorze i te wszystkie inne niepotrzebne rzeczy. I oczywiście kilka stron zajmują ilustrację, więc w zasadzie tekst ma mniej więcej 45 stron.

Cóż, zapłaciłam, więc postanowiłam znaleźć sposób na odczyt książki na PC. Aplikację znalazłam na stronie B&N, a nie na stronie nooka (nie do końca jestem pewna, czy to już oddzielne firmy, czy jeszcze działają pod wspólnym szyldem). I kolejne schody. Z posiadanych 14 e-booków na koncie (bo tutaj trzeba mieć podpięte konto, w Polsce chyba nieco podobnie działa woblink), udało mi się pobrać 7! Z czego aż pięć było darmowych. Więc na monitorze komputera mogę przeczytać jedynie dwa e-booki za które zapłaciłam, i jednym z nich nie jest niestety The Sleeper and the Spindle.

Więc czuję się oszukana. A pominęłam nawet takie drobnostki jak problem z zassaniem książki na czytnik, czy urządzenie zacinające się w trakcie czytania (ilustracje musiały wprowadzać go w jakiś stan szoku pourazowego).

4 myśli w temacie “Poczułam się oszukana przez B&N”

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.